Maria T-K napisał(a):Mądre stwierdzenie. Jacy naprawdę jesteśmy dowiedzieć się można dopiero w sytuacjach ekstremalnych. Tyle razy mówimy o sobie: "Bo ja w takiej sytuacji zrobiłabym to czy tamto". Guzik prawda. Kto się nigdy w skrajnej sytuacji nie znalazł, nie może powiedzieć nic o mechanizmach, które kierują wówczas człowiekiem.
Alicji (przed urodzeniem Helenki) wydawało się, że jest osobą leniwą. Nic błędniejszego. Użytkownicy mojej strony od dawna śledzą jej piękne zabawki, gry, scenografie, kąciki, które tworzy dla swej córeczki. Nie ma minuty na lenistwo. Ale to walka o dziecko, o zdrowie córeczki wyzwoliła pokłady poświęceń, wyrzeczeń, zarwanych nocy, nieludzkiej cierpliwości i oddania.
Najpiękniejsze w tej sprawie jest, że Alicja zobaczyła efekty swojej postawy. Cudowne efekty. Helenka jest przeuroczym, subtelnym, myślącym dzieckiem, z przyjemnością witam każdy nowy filmik rejestrujący postępy dziewczynki.
Niestety, bywa inaczej. Niekiedy największe poświęcenie nie przynosi efektów bo dysfunkcje są zbyt głębokie. Wówczas także szklą mi się oczy. Z zupełnie innego powodu.
Pani Mario, pozwolę sobie na osobiste parę słów, o matkach osób niepełnosprawnych. Kilka lat temu byłam związana z mężczyzną niewidomym. Mój związek trwał 3,5 roku. Byliśmy zaręczeni,ale co tu ukrywać stchórzyłam (pod naciskiem rodziny)po paru miesiącach narzeczeństwa,chociaż teraz tego żałuję,ale nadal jesteśmy przyjaciółmi. Dzięki tak bliskiej relacji z moim Przyjacielem poznałam jego rodzinę, zwłaszcza mamę. Środowisko niewidomych,ogólnie niepełnosprawnych jest mi znane,gdyż mój dziadek był niewidomy, moja bratanica jest niepełnosprawna ruchowo, a ja sama czując jakąś dziwną więź z ludzmi szczególnie obdarowanymi przez los zawsze jakoś lgnęłam do nich. Wychowali mnie dziadkowie bo rodzice pracowali, dziadkowi wiele zawdzięczam np. przychodził po mnie do przedszkola i nikomu nie przyszło do głowy aby zabronić niewidomemu odbierać dziecko. Co niestety spotkałam później jako dorosła osoba. Nie o tym jednak chciałam pisać, bo wątek jest inny. Otóż doświadczenie miłości moich dziadków "skłoniło" mnie do zakochania się w człowieku wielkiej samotności, którego poznałam jako pracownik agencji zatrudnienia dla osób niepełnosprawnych. Jak już wspomniałam poznałam jego matkę. O tej osobie chciałabym napisać, bo jest to niezwykłe co zrobiła dla swojego pierworodnego syna. Odkąd dowiedziała się, że ma bardzo słaby wzrok (jako malutkie dziecko widział cienie i większe kształty, z wiekiem stracił wzrok całkowicie) zaczęła walczyć. Oprócz wielu klinik, terapii itd. bardzo go stymulowała przez różne zabawy, gry itd. Miała w tym wsparcie swojego męża, który nawet pojechał do USA by zarobić na leczenie dziecka. Kiedy okazało się, że choroba jest postępująca zatroszczyli się by dziecko było jak najbardziej samodzielne. Mój Przyjaciel skończył szkołę w Laskach pod Warszawą, później studia magisterskie, doktoranckie.Rodzice kupili mu mieszkanie ale zostawili mu dowolność wyboru jeśli chodzi o styl życia. Mieszka sam w mieście oddalonym o paręnaście kilometrów od miejscowości rodziców. Sam gotuje,sprzata, robi zakupy itd. Jest samodzielny. Wiele wspomina jak mam uczyła go np. jeździć na rowerze, czy opieki nad małym siostrzeńcem. Matka jest przy nim gdy musi jechać w nowe dzielnice coś załatwić. Niestety pomimo swoich lat i wykształcenia nigdy nie pracował. Ból ciągłego bycia na marginesie rynku pracy sprawił, że się poznaliśmy ale i ja zderzyłam się z murem u pracodawców nie do przebicia. Słyszałam tylko, a niewidomy to masażysta lub telefonista. Kiedy słyszano, że jest pan doktor, który świetnie radzi sobie z komputerem i najnowszymi nowinkami technicznymi byli zdziwieni ale każdy wzruszał ramionami i pracy nie było. Przyjaciel dzięki mamie dostał ma najnowszy sprzęt, nauczycieli, którzy nauczyli go obsługiwania komputera, komórki itd. Jedynie praca była tematem arcy bolesnym dla wszystkich. Jego matka pukała do drzwi począwszy od prezydenta miasta skończywszy na dyrektorach szkół, biskupach itd. Nic to nie dało...setki rozmów...i wszedzie odmowa, zawsze tylko on i matka. Kiedy był w depresji matka zawsze go ratowała, podnosiła.Teraz po latach nagle telefon... był z mamą na rozmowie u dyrektora szkoły...udało się będzie uczył dwie godziny tygodniowo dzieci niewidome. To było w ubiegłym semestrze, w tym już ma półetatu. Po latach starań udało się. Mama zawsze go wspiera i zrobi dla niego wszystko. Dla mnie to kolejny przykład, że serce matki jest niezwyciężone i tam gdzie inni już dawno zwątpili ono trwa i wierzy.