Pamiętam, jak Franek był mały i karmiłam go na jakiejś imprezie rodzinnej, podeszła ciocia i stwierdziła "karmienie piersią jest takie przyjemne, nie?" Uśmiechnęłam się tylko, bo w sumie dla mnie było normalne
Zrozumiałam to dopiero jak pierwszy raz karmiłam go butelką- on luz-blues, jadł, a ja ryczałam jak głupia bo jak to tak, że on się tak łatwo przestawił i już nie chce cyca??
Nie pamiętam, żeby karmienie Franka bolało... Łapał od razu super więc było ok:)
Przy Tosi już czwartego dnia miałam popękane brodawki, a że był to poniedziałek wielkanocny, to trochę się mąż naprodukował za osłonkami, ale miałam je
karmiłam przez nie póki mi się nie wygoiło wszystko:)
Nie uważam karmienia piersią za jakieś potworne cierpienie- bardziej męczące przez to, że cycka się w domu nie zostawi jak trzeba gdzieś wyjść na dłużej więc trzeba ciągnąć dziecko z sobą- można co prawda odciągnąć mleko, ale to nie załatwia sprawy tego mleka, które napłynie w piersi w czasie naszej nieobecności- a takie obrzmiałe od nadmiaru piersi potrafią boleć...
Samo karmienie jest OK